Stefan
Rzeszot, jak wynika z akt MSW, miał zostać pozyskany do współpracy w
charakterze informatora przez WUBP w Krakowie 19 października 1945 r.
Zobowiązując się do współpracy, miał napisać m.in.: „Ja, Rzeszot Stefan […] zobowiązuje
się szczerze i dokładnie donosić o działalności wrogich organizacji i ludzi do
nich przynależnych. Doniesienia swoje będę podpisywał pseudonimem »Czarny« […].
Za naruszenie tego zobowiązania będę odpowiedzialny przed sądem […]. Tak mi
dopomóż Bóg”; w aktach występuje także pod ps. „Stefan”.
Bezpieka starała się wykorzystać dziennikarza głównie w środowisku
sportowym, ale również wśród osób, z którymi spotykał się w ramach wykonywania
obowiązków zawodowych. W 1954 r., po wstąpieniu Rzeszota do PZPR, dziennikarz
miał zostać wyeliminowany z „sieci agenturalno-informacyjnej”. Nadal jednak
traktowany był przez peerelowskie służby specjalne jako kontakt poufny.
Warto przybliżyć w kilku zdaniach agenturalną działalność dziennikarza w
środowisku, w którym na co dzień pracował. W latach 60. oficerem prowadzącym
kontakt poufny ps. „Stefan” był por. R. Wieczorek, który ze spotkań sporządzał
notatki. Zachowało się ich dość dużo, dzięki temu pozwala to odtworzyć obraz
współpracy. W trakcie jednego ze spotkań 26 lutego 1960 r. funkcjonariusz SB
miał pytać o dziennikarzy pracujących w redakcji „Sportowca”, w którym wówczas Rzeszot
był redaktorem naczelnym. W zainteresowaniu SB znajdował się wtedy m.in. Łukasz
Jedlewski, którego podczas tego spotkania Rzeszot miał ocenić jako jednego z
najzdolniejszych dziennikarzy sportowych młodego pokolenia. Zainteresowanie
Jedlewskim wynikało z innego powodu: „interesuje nas jego osoba w związku z
niedawnym pobytem na Akademickich Mistrzostwach Świata w Turynie i chcemy pewne
sprawy w rozmowie z nim wyjaśnić, lecz tylko doraźnie. »Stefan« dodał, że gdyby
na terenie Turynu doszło do jakichś niejasnych kontaktów między ludźmi
politycznie zaangażowanymi a Jedlewskim, to na pewno by go o tym powiadomił,
gdyż wprowadził w redakcji taki zwyczaj, że każdy po powrocie z delegacji
zagranicznej składa mu szczegółowe sprawozdanie”. W trakcie tego spotkania
miało dojść do rozmów na temat dziennikarzy zatrudnionych w innych redakcjach
sportowych. W kręgu zainteresowania SB znajdował się także zatrudniony w
„Expressie Wieczornym” Andrzej Jucewicz. W trakcie rozmowy esbek miał uzyskać
wiedzę na temat trudnej sytuacji materialnej dziennikarza: „Jucewicz jest w
ciężkich warunkach materialnych, gdyż płaci raty na mieszkanie spółdzielcze i
obecnie nastawiony jest na zarabianie jak największej ilości pieniędzy,
oczywiście w swoim zawodzie” – donosił KP ps. „Stefan”.
Z kolejnych dokumentów wynika, że na początku lat 60. SB poprzez Rzeszota
interesowała się innym dziennikarzem sportowym. Tym razem chodziło o Jerzego
Budnego, którego KP ps. „Stefan” przedstawił w maju 1962 r. jako osobę o
nienagannej postawie życiowej, dodając, że „poglądy polityczne pozwalają
określić tego człowieka jako osobę, do której można mieć pełne zaufanie”. W
trakcie tego spotkania por. Wieczorek wręczył rozmówcy 1000 zł za dotychczasową
współpracę. Warto w tym miejscu dodać, że Budny, jak wynika z akt, miał zostać
pozyskany w charakterze kontaktu służbowego (KS) przez Departament II MSW 6 lutego
1962 r., czyli przed wspomnianą rozmową agenta z SB. Być może rozmowa por.
Wieczorka z KP ps. „Stefan” na temat Budnego była wynikiem rutynowych działań
podjętych w celu sprawdzenie operacyjnego nowo pozyskanego osobowego źródła
informacji; takie działania prowadzono bardzo często, nawet w stosunku do
sprawdzonych agentów z dużym stażem.
„Stefan” na Zachodzie
SB starała się także wykorzystać częste wyjazdy zagraniczne Rzeszota, aby
w ten sposób uzyskać informacje na temat działalności polskich dziennikarzy na
Zachodzie, a w szczególności tych, którzy skupieni byli przy Rozgłośni Polskiej
Radia Wolna Europa. Jednym z nich był zamieszkały w zachodnich Niemczech Edward
Sokopp, wobec którego SB starała się wykorzystać informacje uzyskane przez por.
R. Wieczorka z rozmów z KP ps. „Stefan”. Wynikało z nich, że „Stefan” miał się
spotkać z nim podczas zimowych Igrzysk Olimpijskich w Innsbrucku w 1964 r. oraz
po tej olimpiadzie w Monachium, gdzie mieszkał Sokopp. Podczas jednego z tych
spotkań Sokopp wspominał, że chciałby, aby jego małżonka nauczyła się języka
polskiego, gdyż pochodziła z USA, „gotów był przyjąć na »prywatne stypendium«
polską studentkę, która miałaby tam dobre warunki studiowania, mieszkania u
niego w domu w zamian za naukę i konwersację polskiego z jego żoną”. SB poprzez
KP ps. „Stefan” starła się wykorzystać nadarzającą się okazję, która stwarzała
realną szansę inwigilacji dziennikarza poprzez umieszczenie w jego domu
podstawionej osoby jako korepetytora. Takie właśnie zadanie otrzymał KP ps.
„Stefan”. Okazją miało być spotkanie dziennikarzy w Kolonii podczas
lekkoatletycznych zawodów we wrześniu 1964 r. Przestrzegano jednak „Stefana”,
aby w trakcie rozmów z Sokoppem zachował szczególne środki ostrożności, aby
uniknąć dekonspiracji: „Sokopp na pewno byłby zdumiony gdyby KP utrzymywał z
nim ścisły kontakt, nie obawiając się świadków z Polski. Ponadto już przy
wykonywaniu poprzednich zadań w świecie sportowym słychać było komentarze, że
KP utrzymuje kontakty z [Radiem] Wolna Europa. Taka opinia nikomu nie pomaga i
KP sam się z tym liczy” – notował por. Wieczorek. W dokumentach nie ma jednak
informacji, czy to zadanie zostało wykonane w trakcie tego pobytu. Można
przypuszczać, że do planowego spotkania doszło, gdyż Sokopp był zakwaterowany w
hotelu wraz z polską reprezentacją. Dziennikarze Radia Wolna Europa „mieli
zarezerwowane pokoje w tym samym hotelu, co nasza ekipa i dzięki temu byli cały
czas przy naszych zawodnikach”. Według tej notatki KP ps. „Stefan” zasugerował,
że należy poprzez władze sportowe PRL w przyszłości ograniczyć możliwości
zamieszkania dziennikarzy Radia Wolna Europa z polskimi sportowcami.
Kolejna notatka por. R. Wieczorka dotyczyła wyjazdu dziennikarza na MŚ w
piłce nożnej do Wielkiej Brytanii w 1966 r. Mimo że reprezentacja Polski nie
zakwalifikowała się do tego turnieju, to SB zależało, aby wykorzystać ten
wyjazd do zbierania informacji na temat bardzo licznej polskiej emigracji
skupionej w londyńskim ośrodku, która osiedliła się tam po zakończeniu II wojny
światowej. Zdaniem funkcjonariusza SB, KP ps. „Stefan” w trakcie pobytu w
Londynie spotkał się m.in. z gen. Władysławem Andersem: „spędziliśmy parę
godzin – był bardzo rozmowny. Tematy: kobiety, konie, historia wojska, sprawy
artystyczne – żona Andersa jest aktorką. Nie było z jego strony [Andersa] ani
jednej aluzji politycznej”.
Reasumując, warto podkreślić, że za swoją działalność dziennikarz miał
być wynagradzany finansowo, a – jak to notował ppor. J. Wielgo – „pieniądze te
będą stanowiły pewnego rodzaju element wiążący KP z pracą naszej służby”.
Ostatnia notatka służbowa znajdująca się w „Teczce Pracy” KP ps. „Stefan”
sporządzona została 4 maja 1972 r.
Rzeszot w tle sprawy Bogdana Tuszyńskiego
Najcenniejsze jednak doniesienia agenturalne informatora ps. „Stefan” są
związane z postacią Bogdana Tuszyńskiego. To właśnie one przyczyniły się na
początku lat 60. do pozyskania przez SB Tuszyńskiego w charakterze Tajnego
Współpracownika. Historia ta miała swój początek w 1963 r., kiedy to Tuszyński
przebywał w Szwecji na zorganizowanych tam MŚ w hokeju. Zawody rozgrywane
wówczas w Sztokholmie były kolejną imprezą sportową z pozoru niczym nie różniącą
się od pozostałych. Tuszyński jako sprawozdawca Polskiego Radia komentował
mecze wspólnie ze Stefanem Rzeszotem będącym wówczas redaktorem naczelnym
„Sportowca” oraz z Tadeuszem Maliszewskim – dziennikarzem katowickiego
„Sportu”.
Po zakończeniu mistrzostw jak zwykle każdy z nich przedstawił w kraju
rachunki za pobyt w miejscowym hotelu w celu rozliczenia ich; taki zwyczaj
panował w większości redakcji sportowych. Jednak tym razem rachunki te
wzbudziły podejrzenia władz, które przypuszczały, że zostały one sfałszowane.
Zanim poinformowano o tym podejrzanych dziennikarzy, jak wynika z dokumentów
MSW, 30 marca 1963 r. relację z tego wyjazdu złożył wspominany już KP ps.
„Stefan”, który wraz z Tuszyńskim przebywał na tych zawodach. Podczas rozmowy z
funkcjonariuszem SB por. R. Wieczorkiem poruszono temat tajemniczego emigranta
z Polski, który kontaktował się z polskimi dziennikarzami, a na dodatek w
Sztokholmie miał być zakwaterowany wraz z polską delegacją. Ze wstępnych
informacji SB wynikało, że był nim niejaki „Simon”: „Był bardzo regularnie w
hotelu, w którym mieszkała nasza ekipa. Jest bardzo charakterystyczny, gdyż nie
ma jednej ręki, nosi brodę i stale ma ze sobą aparat fotograficzny. Przedstawił
się jako fotoreporter” – tak opisywał go, zdaniem SB, KP ps. „Stefan”. Z treści
sporządzonej notatki wynika również, iż osoba ta utrzymywała bliskie kontakty z
Bogdanem Tuszyńskim. W trakcie rozmowy nie informowano „Stefana” o właściwym
celu spotkania; oficjalnie było to rutynowe spotkanie z osobowym źródłem
informacji, jakie przeprowadzano po każdych zawodach rozgrywanych poza
granicami kraju. Dzięki przedstawionej przez „Stefana” charakterystyce
tajemniczego emigranta z Polski ustalono wstępnie jego tożsamość; miał nim być
Zygmunt Sobczyk, którego MSW podejrzewało kilka lat wcześniej o to, że starał
się nawiązać kontakt z grupą „Mazowsze” przebywającą wówczas w Szwecji.
W związku z podejrzeniami o sfałszowanie rachunków przedstawionych przez
dziennikarzy oraz tajemniczymi kontaktami Tuszyńskiego z Sobczykiem
postanowiono przesłuchać głównych podejrzanych; gdyby fałszerstwo potwierdziło
się, to z pewnością SB wykorzystałoby ten fakt we właściwy dla resortu sposób.
Pierwszym dziennikarzem wezwanym na przesłuchanie był Stefan Rzeszot, który 19
sierpnia miał sporządzić pisemne oświadczenie w związku z pobytem w Szwecji, na
podstawie którego można odtworzyć przebieg tego spotkania. W trakcie rozmowy
poinformowano dziennikarza o przyczynach przesłuchania, okazując mu hotelowy
rachunek. Rzeszot miał wyjaśnić wówczas, że „r[achune]k ten otrzymał od
red[aktora] Bogdana Tuszyńskiego, który rozliczył się podobnym r[achun]kiem”.
Następnie miał przyznać, że popełnił błąd, „nie sprawdzając pochodzenia
r[achun]ku, jak również przedstawiając go do rozliczenia”. Kontynuując, miał
napisać, że nie są mu znane okoliczności, w jakich Tuszyński je zdobył; tym
samym obarczył go całą winą.
Następnie, 20 sierpnia prośbę o przesłuchanie Tuszyńskiego do swego
przełożonego wystosował ppłk T. Chlebicki w której czytamy m.in.: „w marcu 1963
r. Tuszyński został delegowany do Szwecji wraz ze Stefanem Rzeszotem –
red[aktorem] nacz[elnym] »Sportowca« oraz Tadeuszem Maliszewskim – red[aktorem]
»Sportu« celem obsłużenia hokejowych MŚ. W Sztokholmie Tuszyński zapoznał
osobnika występującego pod nazwiskiem Simon […]. Ww. redaktorzy zamieszkali w
hotelu »Kristineberg«. Tuszyński po bliższym poznaniu Simona załatwił przez
niego wystawienie fikcyjnych rachunków hotelowych dla siebie, Rzeszota i
Maliszewskiego. Rachunki te opiewające na wyższą sumę pochodziły z hotelu »Strommen«,
podczas gdy w istocie rzeczy powinny pochodzić z hotelu »Kristineberg«.
Rachunek za dobę hotelową w »Kristineberg« wynosił 13 koron szwedzkich, podczas
gdy na fikcyjnym rachunku »Strommen« wynoszą 23 korony szwedzkie […]. Ujawnienie
fikcyjnych rachunków hotelowych grozi poważnymi konsekwencjami wszystkim trzem
redaktorom. Z uwagi na to, że Rzeszot pozostaje w kontakcie z naszą służbą i że
złożył w tej sprawie oświadczenie obciążające poważnie Tuszyńskiego, wskazanym
jest wykorzystanie posiadanego materiału do operacyjnego wykorzystania
Tuszyńskiego”. Przytoczona kwota, którą zdaniem SB mieli zyskać dziennikarze,
nie była wysoka, nawet biorąc pod uwagę fakt, że na terenie Szwecji przebywali
kilkanaście dni, jednak oświadczenie, które miał złożyć Rzeszot dało SB powód
do działania wobec Tuszyńskiego. W zasadzie w MSW rozpatrywano wówczas dwie
możliwości: albo pozyskanie dziennikarza do współpracy w charakterze osobowego
źródła informacji na podstawie „materiałów kompromitujących”, albo przekazanie
zgromadzonych dowodów obciążających odpowiednim służbom. Postanowiono, że
decyzja co do kierunku działań wobec dziennikarza podjęta zostanie po
przeprowadzonej z nim rozmowie: „w zależności od wyników rozmowy z Tuszyńskim
zdecydować o jego operacyjnym wykorzystaniu bądź nadaniu sprawie właściwego
biegu przez Biuro Prasy KC”.
Następnego dnia naczelnik Wydziału IV Departamentu III MSW wyraził zgodę
na przeprowadzenie rozmowy z Tuszyńskim. Z dokumentów wynika, że dziennikarz
został wezwany telefonicznie na przesłuchanie 2 września. Zaskoczony telefonem
z MSW przypuszczał, że wezwanie ma związek z incydentem w Wołowie, w którym
brał udział (został wówczas zatrzymany przez miejscową MO za zakłócanie
porządku publicznego). Tymczasem rozmowa ku zaskoczeniu Tuszyńskiego dotyczyła
jego pobytu w Szwecji. W szczególności zaś bezpieka interesowała się kontaktami
dziennikarza z „Simonem”. Pytany w trakcie rozmowy o powiązania z tajemniczym
emigrantem z Polski, Tuszyński miał przyznać, że utrzymywał z nim kontakty.
Dziennikarz miał potwierdzić ustalone przez SB nazwisko emigranta, mówiąc, że
przedstawił się jako Zygmunt Sobczyk. Tuszyński w kilku zdaniach miał
przybliżyć postać Sobczyka; wspominając, że Sobczyk osiedlił się w Szwecji po
zakończeniu II wojny światowej, podczas której służył w armii gen. Stanisława
Maczka; stąd przypuszczenie, że podczas działań wojennych stracił rękę. Na
terenie Szwecji prowadził własny zakład fotograficzny oraz współpracował jako
tłumacz z miejscową policją. W dalszej części przesłuchania SB starała się
uzyskać informacje od dziennikarza, jaki charakter miały jego kontakty z
Sobczykiem. Z dokumentów dowiadujemy się, że Sobczyk pożyczył Tuszyńskiemu 80
koron szwedzkich, a ten zadeklarował, że po powrocie do kraju w zamian za udzielną
pożyczkę wyśle Sobczykowi polskie książki oraz płyty; Sobczyk zaś miał
przekazać Tuszyńskiemu prezent w postaci „skarpetek i żyletek”. „Zapytany, czy
korzystał z innych form pomocy materialnej świadczonej przez Sobczyka,
odpowiedział przecząco. Wówczas przedłożyłem mu fotokopie sfalsyfikowanego
rachunku hotelowego, prosząc o wyjaśnienie jego pochodzenia. Tuszyński nie
sądził, że rachunki te są w naszym posiadaniu i został mocno tym przybity.
Widząc, że nie ma co lawirować, złożył oświadczenie na ten temat, podając, że
sprawa ta była przedmiotem dyskusji i rozważań całej trójki: Rzeszota,
Maliszewskiego i jego. Ponieważ tuż przed wyjazdem ani Rzeszot, ani Maliszewski
nie mogli załatwić tych rachunków, załatwił je przez Sobczyka sam Tuszyński.
Tuszyński dodał przy tym, że rachunki te nie pochodziły z żadnego hotelu i były
fikcyjne. Zapytany, czy zdaje sobie sprawę z konsekwencji, jakie mogą być
wyciągnięte w stosunku do niego, odpowiedział twierdząco, «zakaz wyjazdów za
granicę, pozbawienie wykonywania zawodu i ew[entualna] sprawa prokuratorska».
Dawał do zrozumienia, by nie łamać mu kariery […]. W tym stanie rzeczy
zaproponowałem mu współpracę z organami służby bezpieczeństwa jako formę
rehabilitacji za popełnione przestępstwo. Tuszyński wyraził zgodę na udzielanie
pomocy naszej służbie. Wyraził przy tym ubolewanie, że nie zwróciliśmy się do
niego wcześniej z taką propozycją i że zaproponowaliśmy mu ją w przykrej dla
niego sytuacji. Podpisał zobowiązanie o współpracy na zasadzie dobrowolności,
wybierając sobie ps. «Fala»”. W ankiecie personalnej TW „Fala” oficer
prowadzący zaznaczył, że Tuszyński został pozyskany na zasadzie
„dobrowolności”. Trudno jednak się z tym zgodzić, ponieważ ewidentnie podczas
werbowania wykorzystano materiały, które mogły skompromitować dziennikarza,
wprowadzono również element szantażu, który w konsekwencji mógł złamać
dotychczasowy dorobek dziennikarza.
Należy podkreślić, że przedstawiony materiał, stanowi zaledwie wycinek z
wieloletniej i aktywnej współpracy informatora ps. „Stefan” z peerelowskim
aparatem represji, który wyłania się z zachowanych dokumentów w IPN.