wtorek, 9 lipca 2013

Kazimierz Deyna w prokuraturze


Zanim Kazimierz Deyna związał się kontraktem z Manchesterem City, w Naczelnej Prokuraturze Wojskowej w Warszawie prowadzono śledztwo, w toku którego pojawiło się nazwisko piłkarza „Legii”. Wobec niego pojawiły się wątpliwości, które mogły pokrzyżować plany wyjazdu zawodnika do Wielkiej Brytanii.

Sprawie, która była prowadzona w 1978 r. nadano kryptonim „Mundzio”. Służby specjalne PRL podejrzewały piłkarza o niejasne kontakty z obywatelami państw zachodnich, a także osobami zbiegłymi z PRL. Było to częste zjawisko wśród sportowców, lecz w tym przypadku rzecz dotyczyła nie tylko piłkarza, lecz również żołnierza. Deyna był wówczas jednym z najpopularniejszych sportowców w kraju, choć nie wszędzie był lubiany – stąd podwójna ostrożność.
Podejrzenia służb budziły kontakty piłkarza z Waisem Mahendrą, który został aresztowany w styczniu 1978 r. za prowadzenie w PRL działalność szpiegowskiej na rzecz wywiadu RFN. W związku z tym postanowiono przesłuchać w tej sprawie Deynę. Termin przesłuchania w NPW wyznaczono na 10 marca. Z dokumentów wynika, że zawodnik „Legii” w trakcie przesłuchania „w wypowiedziach był nieszczery i dopiero na przedstawione konkretne fakty dot. ich znajomości, przytakiwał lub udzielał wypowiedzi z dużą ostrożnością”. Ze zgromadzonych materiałów wynika, że podczas rozmowy na temat kontaktów z obywatelami państw zachodnich, Deyna miał wykazywać „niepewność” i „brak zdecydowania”. W dodatku – jak sugerowano – miał posiadać dużo większą wiedzę niż przedstawioną w trakcie przesłuchania.
Na niekorzyść dla piłkarza wpływały ustalenia służb z jego pobytu na Mistrzostwach Świata w Argentynie w 1978 r., gdzie miał kilkakrotnie oddalać się od reprezentacji w nieznanym kierunku i celu.
Na potrzeby dochodzenia sporządzono również krótką opinię na temat zawodnika i relacji panujących w warszawskim zespole. Ustalono m.in., że „por[ucznik] Kazimierz Deyna nie cieszy się autorytetem i szacunkiem wśród piłkarzy »Legii«. Zachowuje się dość arogancko w stosunku do przełożonych i zawodników młodszych wiekiem. Cechuje go wyjątkowa dążność do wzbogacenia się”.
Dochodzenie jednak została umorzone, ponieważ nie stwierdzono „jednoznacznych dowodów” na prowadzenie działalności antypaństwowej przez piłkarza, co miało wpływ na „odstąpienie prokuratora od jego aresztowania”.
Następnie, dnia 14 września 1978 r. sprawa została przedstawiana Ministrowi Obrony Narodowej. Na tym szczeblu zapadła decyzja o dalszych losach piłkarza: „zwolnienie z wojska por. Kazimierza Deyny nastąpi przy zachowaniu odpowiednich pozorów, łącznie z notatką w prasie. Angażowanie Kazimierza Deyny po zwolnieniu z WP do angielskiej drużyny nastąpi pod egidą PZPN.”
Takie, nieznane szerokiej opinii publicznej, okoliczności towarzyszyły podpisanemu 22 listopada 1978 r. kontraktowi Kazimierza Deyny z Manchesterem City.

środa, 3 lipca 2013

Początki stadionu Polonii

Pierwszy mecz piłkarski przy ul. Konwiktorskiej drużyna Polonii Warszawa rozegrał w 1928 r., lecz działka, którą otrzymał klub od władz miasta pod budowę boiska okazał się zbyt mały, aby warszawska drużyna mogła właściwie się rozwijać. Problem ten nie został rozwiązany do dziś. Odwrotnie wygląda sytuacja lokalnego rywala, któremu władze stolicy wybudowały piękny stadion na miarę XXI wieku.

Zanim warszawska drużyna przeniosła się w okolicę Dworca Gdańskiego, mecze rozgrywała na boisku w Parku Agrykola, szukając równolegle miejsca na nową siedzibę. Pierwsze propozycje nowej lokalizacji spłynęły do klubu na początku lat 20., wśród których wymieniano m.in. Park Skaryszewski oraz działkę obok Cytadeli. Ostatecznie władze stolicy w 1923 r. zdecydowały się przekazać Polonii ok. 5 hektarów gruntów pod budowę boiska przy ul. Konwiktorskiej, gdzie klub swoją siedzibę ma do dziś.
Już w czasie pierwszych prac związanych z budową boiska pojawiło się wiele głosów, że teren, na którym miał znajdować się klub jest zbyt mały i w przyszłość może mieć to negatywny wpływ na rozwój klubu. W dodatku środki na budowę boiska zostały znacznie ograniczone, stąd inwestycja nie została wykonana według pierwotnych założeń. Była dużo skromniejsza. Zbudowano wówczas mały drewniany domek, prowizoryczne drewniane trybuny i niewielkie szatnie dla sportowców. Boisko piłkarskie otaczała zaś bieżnia dla lekkoatletów. Stadion sprawiał wrażenie, że zbudowany został na chwilę. Liczono w klubie, że władze stolicy przekażą Polonii większy teren w Warszawie, aby klub mógł się rozwijać.
Niestety szalejący kryzysy gospodarczy na początku lat 30. również mocno odbił się na piłkarskich klubach, stąd nie było mowy o nowej lokalizacji dla warszawskiej drużyny. Szansa pojawiła się dopiero kilka lat później, kiedy miasto zgodziło się przekazać odpowiednią działkę przy ul. Rakowieckiej (8–9 hektarów) na budowę nowego stadionu. Miał on być nowoczesnym kompleksem sportowym z boiskiem piłkarskim, bieżnią, skocznią, pływalnią, trybunami i pomieszczeniami klubowymi. Z pewnością jeden z najstarszych klubów stolicy zasługiwał na taki obiekt. Udało się Polonii zdobyć kredyt na budowę nowego stadionu, którego projekt miał przygotować znany architekt mjr inż. Biernacki.
W czasie budowy nowego obiektu piłkarze Polonii mieli rozgrywać swoje mecze na starym stadionie przy ul. Konwiktorskiej, gdzie miał być przeprowadzony gruntowny remont. Miały powstać prowizoryczne trybuny bez dachu, odpowiednie miejsca stojące, ring bokserski na zewnątrz oraz boisko dla prowadzenie innych zajęć sportowych. Wszystko to budowano z myślą o kilkuletnim użytkowaniu, gdyż w planach miała w tym miejscu powstać droga w kierunku miejsca upamiętnienia śmierci Romualda Traugutta. Zakładano jednak, że realizacja inwestycji drogowej potrwa kilka lat, a w tym czasie powstanie już nowy stadion przy ul. Rakowieckiej. W 1936 r. pisała „Gazeta Polska”: „Warszawie przybędzie nowy piękny stadion sportowy i klub zrośnięty z nią tyloletnią tradycją, będzie mógł wreszcie, po długoletniej tułaczce, wejść w okres intensywnej pracy na własnych obiektach”.
Wybuch wojny wszystko zmienił. Dziś Polonia znajduje się w dramatycznej sytuacji. Oby zasłużony klub nie podzielił innych warszawskich drużyn: Gwardii, Sarmaty, Hutnika i Marymontu.

poniedziałek, 1 lipca 2013

„Ach! jaka szkoda, że Państwo nie mogą tego zobaczyć” – bezpieka na tropie Wojciecha Trojanowskiego

Zaliczany był do najwybitniejszych polskich dziennikarzy radiowych. Do dziś wielu sprawozdawców, szczególnie sportowych, z ogromnym sentymentem wspomina Wojciecha Trojanowskiego. A jego słowa wypowiedziane na antenie Polskiego Radia: „Ach! jaka szkoda, że Państwo nie mogą tego zobaczyć” zapisały się na trwałe w annałach dziennikarstwa.

Wojciech Trojanowski to postać niezwykle ciekawa, o wyjątkowo bogatym życiorysie. Urodził się 25 września 1904 r. w Krakowie. Pochodził z rodziny inteligenckiej, jego ojciec był profesorem Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. Trojanowski ukończył Gimnazjum im. Adama Mickiewicza w Warszawie, następnie studiował na Wydziale Mechanicznym Politechniki Warszawskiej. W roku 1920 walczył z bolszewikami; osiem lat później debiutował na łamach dziennika sportowego „Stadion”; w tym samym roku jako lekkoatleta startował w Igrzyskach Olimpijskich w Amsterdamie; w kolejnych latach związany był z „Przeglądem Sportowym” oraz z Polskim Radiem. W 1939 r. uczestniczył w kampanii wrześniowej, broniąc stolicy przed hitlerowcami, następnie trafił do niemieckiego obozu, gdzie doczekał wyzwolenia po zakończeniu II wojny światowej; po 1945 r. pozostał na emigracji, gdzie przez kilka lat związany był z radiem BBC, następnie przez wiele lat pracował w Radiu Wolna Europa.
To właśnie praca w RWE w Monachium spowodowała, że dziennikarzem zainteresowały się peerelowskie służby specjalne. Oskarżony o prowadzenie „antypaństwowej” działalności na antenie radia został wpisany w poczet wrogów „władzy ludowej”.
Podobnie jak w wielu innych przypadkach, zainteresowanie Trojanowskim w niedługim czasie ewoluowało w kierunku wieloletniego rozpracowania, które prowadzone było w latach 1954–61, w ramach operacji o kryptonimie „Konfident”. Znamienną jest nazwa nadana tej operacji, która wskazuje na to, że bardzo poważnie rozpatrywano w resorcie próbę pozyskania go w charakterze osobowego źródła informacji. Potwierdzają to dokumenty źródłowe sporządzone w ramach prowadzonego rozpracowania. Niewątpliwie byłby to znaczący sukces bezpieki „fakt ściągnięcia Trojanowskiego, który jest znaną postacią w reakcyjnych kołach emigracyjnych powinien wpłynąć hamująco na wrogą działalność działaczy emigracyjnych […]. W wypadku załamania się Trojanowskiego w czasie przesłuchania, osobę jego będzie można wykorzystać do szerszej akcji politycznej, mającej na celu prowadzenie roboty rozkładowej wśród emigracji. W przeciwnym razie zostanie on skierowany do Sądu za wrogą działalność przeciwko >>Polsce Ludowej<<” – zanotował ppłk Wieniawski z Departamentu I Wydziału V Komitetu ds. Bezpieczeństwa Publicznego. Warto więc przyjrzeć się dokładniej niezwykle interesującej i starannie przygotowanej, wspólnie przez Departamenty I i III Komitetu ds. Bezpieczeństwa Publicznego, rozpracowania w ramach operacji o krypt. „Konfident”, której celem było ściągnięcie Trojanowskiego do kraju.
Dokumenty z zasobów Instytutu Pamięci Narodowej ilustrują nam precyzyjny scenariusz przygotowanego przedsięwzięcia, którego przebieg miał mieć miejsce w Berlinie Zachodnim w 1955 r. podczas Mistrzostw Europy w boksie. W Warszawie słusznie zakładano, że korespondentem RWE na tych mistrzostwa będzie Trojanowski; pozostało więc wytypować osoby z bliskiego otoczenie dziennikarza, które skutecznie wykonałyby powierzone zadanie. Najbliższym otoczeniem było z pewnością środowisko dziennikarskie, więc tam właśnie postanowiono znaleźć odpowiednie osoby. W rezultacie działań służb pośród polskich dziennikarzy akredytowanych na mistrzostwa znalazło się dwóch agentów o pseudonimach „Dar” i „Nell”. To oni w dużym stopniu mieli stać się głównymi antybohaterami przygotowanego scenariusza.

Agent „Dar”

„Ag[ent] »Dar«: lat 56, zwerbowany w lutym 1954 r. na materiałach kompromitujących, znany w przedwojennych kołach dziennikarzy sportowych. W latach 1929–1932 przebywał w Paryżu jako referent Konsulatu Polskiego”. Po powrocie z Francji związany m.in. z „Kurierem Czerwonym”, gdzie kierował działem sportowym. Jego zainteresowania koncentrowały się głównie wokół boksu (kwerenda w IPN, której celem było ustalenie tożsamości agenta nie została zakończona przed publikacją). Ta krótka charakterystyka sporządzona na potrzeby prowadzonej operacji w dalszej części ukazuje nam kilka innych niezwykle cennych informacji o nim. W czasie okupacji prowadził „biuro filatelistyczne” w Warszawie, po wojnie powrócił do pracy dziennikarza sportowego. W 1948 r. znalazł się w grupie dziennikarzy akredytowanych na Igrzyska Olimpijskie w Londynie. Tam, jak wynika z akt, „spotkał się z [Wojciechem] Trojanowskim w jego prywatnym mieszkaniu”. W dokumencie tym znajduje się także ocena przebiegu współpracy informatora z aparatem represji; z dokumentu wynika, że wykorzystywany był przede wszystkim w „kołach dziennikarskich”, a dostarczane doniesienia traktowano jako „dość wartościowe”, z uwagą, że „ma jednak pewne opory w udzielaniu informacji o osobach, z którymi jest towarzysko związany i w tym względzie nie jest całkowicie szczery”. Opinia ta miała kluczowe znaczenie w prowadzonej operacji przeciwko Trojanowskiemu.

Agent „Nell”

Przedwojenny dziennikarz sportowy, członek Partii oraz wieloletni współpracownik aparatu represji – tak w dużym skrócie można przedstawić sylwetkę informatora o pseudonimie „Nell”, która wyłania się z dokumentów udostępnionych przez IPN. Według dziennika archiwalnego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych PRL (Numer archiwalny 4124/I) agentem tym miał być dziennikarz Zygmunt Dall-Dalberg (zm. 1970 r.); dowiadujemy się również tam, iż teczka personalna oraz trzy teczki pracy agenta zostały zniszczone w 1980 r. Istotna, z punku widzenia prowadzonej operacji, jest opinia wyrażona przez funkcjonariusza odpowiedzialnego za realizację zadania, który zanotował, że „Nell” „jest agentem sprawdzonym, chętnie wykonuje powierzone mu zadnia. Na podstawie dostarczanych przez niego materiałów przeprowadzane były areszty”, zaś za współpracę otrzymywał „wynagrodzenie pieniężne”; może to świadczyć, że agent ten był aktywnym osobowym źródłem informacji. Niewątpliwie ważnym argumentem przemawiającym za wykorzystaniem agenta ps. „Nell” była znajomość z rozpracowywanym figurantem: „zna osobiście Trojanowskiego, z którym ostatnio widział się w 1948 r. na Olimpiadzie w Londynie” – podsumował ppłk Wieniawski. Potwierdza to także donos agenta z 22 kwietnia 1955 r.: „W Londynie w 1948 r. na Olimpiadzie spotkałem Trojanowskiego […]. Byłem razem z red[aktorem] [Kazimierzem] Gryżewskim […]. Zamieniliśmy wówczas kilka słów”. Rozmawiano m.in. o możliwości powrotu Trojanowskiego do Polski, pytany o to przez informatora ps. „Nell”, dziennikarz (wówczas BBC) odpowiadał bardzo wymijająco: „Przyzwyczaiłem się już do Anglii […]. A zresztą boję się wstrząsu jaki wywoła u mnie widok zburzonej Warszawy”. W rzeczywistości bardzo tęsknił za ojczyzną; jak podawał agent w czerwcowym doniesieniu była to jego ostatnia rozmowa z Trojanowskim.
Od agenta „Nell” oczekiwano, że „przeprowadzi ściągnięcie Trojanowskiego do kraju”, a wykona to z pomocą informatora „Dar”, którego jednocześnie będzie stale kontrolował, ponieważ peerelowskie służby specjalne nie darzyły go pełnym zaufaniem.

Przebieg operacji

Zanim przedstawiono agentom ich role w prowokacji przeciwko Trojanowskiemu w resorcie 11 maja 1955 r. przygotowano „Plan ściągnięcia korespondenta terenowego RWE Trojanowskiego Wojciecha”. Ukazano w nim sylwetkę figuranta, agentów, motywy działania resortu oraz zarys planu z wyraźnym podziałem obowiązków dla informatorów. Zdawano sobie sprawę, że każdy z nich miał inny stosunek do Trojanowskiego. Niemniej stanowili duet, który dawał gwarancję skutecznego wykonania powierzonego zadania, nawzajem się uzupełniając.
Przyjacielskie kontakty agenta „Dar” (w resorcie zakładano, że znajomość ich miała swój początek w okresie młodości) z dziennikarzem RWE dawały nadzieje na „wytworzenie przyjacielskiej atmosfery” podczas spotkania w Berlinie Zachodnim. Miał za zadanie „stworzyć warunki agentowi ps. »Nell« przebywania w towarzystwie Trojanowskiego”. Obawiano się dekonspiracji za strony agenta „Dar”: „Biorąc jednak pod uwagę bojaźliwość ag[enta] »Dar« oraz przyjaźń z figurantem, która może doprowadzić do zdradzenia naszych zamierzeń przed wymienionym, nie zostanie on zapoznany z całokształtem sprawy, lecz zostanie wykorzystany kapturowo”. Czyli miał nie zdawać sobie sprawy z rzeczywistych zamiarów wykorzystania go przez bezpiekę. Należy jednak podkreślić, że „sam wysunął propozycję wykorzystania jego wyjazdu [na Mistrzostwa Europy w boksie w 1955 r.] do zebrania bliższych danych o RWE przez Trojanowskiego”; natomiast w świetle akt, nie był świadomy tego, że swym działaniem może przyczynić się do aresztowania Trojanowskiego. Zwracano uwagę agentowi „Dar”, żeby nie spotykał się z Trojanowskim sam na sam, gdyż może wzbudzać to uzasadnione podejrzenia, sugerowano w ten sposób, aby w spotkaniach tych brał udział także inny dziennikarz z kraju, którego zna Trojanowski, wskazując agenta ps. „Nell”. Niewątpliwie godny odnotowania jest sposób, w jaki agent „Dar” miał prowadzić rozmowy – tak, „ażeby wzbudzić w Trojanowskim tęsknotę za krajem”.
Szczegółowe instrukcje dotyczące przebiegu operacji otrzymał drugi z dziennikarzy. Ten, w przeciwieństwie do swojego kolegi, był „luźno związany z Trojanowskim”. Funkcjonariusz prowadzący tę operację podobnie oceniał obu dziennikarzy, porównując ich. Według niego agent „Nell” „jest sprawdzony, posiada charakter zdecydowany i bez skrupułów. Wobec tego jemu zostanie powierzone zadanie ściągnięcia Trojanowskiego do Berlina Wsch[odniego]”. (Agent „Nell” wykorzystywany był również w rozpracowaniu prowadzonym przeciwko innemu dziennikarzowi – Bohdanowi Tomaszewskiemu).
W Warszawie przygotowane zostały dwa sposoby realizacji zadania, które według podziału obowiązków i stopnia wtajemniczenia przekazane zostały agentom. Pierwszy plan z pewnością był trudny do zrealizowania, wręcz niemożliwy. Pomysłodawcy zakładali, że przyjacielskie stosunki między figurantem a agentem „Dar” pozwolą przekonać Trojanowskiego do przyjazdu w trakcie mistrzostw do Berlina Wschodniego. Spotkanie to zaaranżować miał właśnie ten informator, zapraszając Trojanowskiego do wytypowanego przez bezpiekę lokalu „Caffe Warschau”, tam zaś czekałaby z agentem ps. „Nell” na przybycie dziennikarza. Tymczasem plan przewidywał, że przed wejściem do restauracji Trojanowski zostałby zatrzymany wspólnie przez rezydenta Departamentu I KdsBP ps. „Józef” oraz funkcjonariusza aparatu represji NRD. Słusznie jednak zakładano, że dziennikarz nie zechce przyjechać do tej części Berlina, obawiając się aresztowania. Wobec tego alternatywą było przeprowadzenie operacji na terenie Berlina Zachodniego.
Plan numer dwa również przewidywał zorganizowanie przez agenta ps. „Dar” spotkania z Trojanowskim; agent miał zaproponować restaurację wyznaczoną wcześniej przez wspomnianego rezydenta ps. „Józef”. W aktach nie wskazano konkretnego miejsca, jednak istotne było, aby restauracja znajdowała się w pobliżu stacji kolejowej Sban, która oddalona była zaledwie kilka kilometrów od „zakwaterowania agentów i figuranta”. Według planu miało to duże znaczenie dla powodzenia całego przedsięwzięcia. Tymczasem w kawiarni po przeciwnej stronie ulicy przebywać miał funkcjonariusz bezpieki, który w odpowiednim momencie miał włączyć się do operacji.
Przed przybyciem do restauracji agent „Nell” miał otrzymać „niezbędne środki do przeprowadzenia zadania”. W trakcie pobytu w lokalu informator ten „będzie wykazywał ruchliwość”, aby zachęcić tym samy do zabawy agenta ps. „Dar”, a przede wszystkim Trojanowskiego. Poza tym zobowiązany był ustalić, czy w miejscu tym nie ma znajomych dziennikarza RWE, aby w ten sposób po skutecznym przeprowadzaniu akcji uniknąć dekonspiracji. Następnie w dogodnym momencie (sugerowano, aby wykonać to, gdy Trojanowski i agent „Dar” znajdować się będą na parkiecie zajęci tańcem) miał wsypać do kieliszka Trojanowskiego „proszek odurzający”; po wypiciu zawartości kieliszka przez Trojanowskiego agent „Nell” w umówiony sposób (nie jest podany w jaki) miał poinformować będącego w kawiarni naprzeciwko funkcjonariusza Departamentu III KdsBP, który w odpowiednim momencie „odwoła” agenta „Dar” pod pretekstem „wzywania go do ekipy i wysłania do miejsca zakwaterowania”; równocześnie funkcjonariusz miał poinformować go o tym, że „postara się skłonić ag[enta] »Nell« również do powrotu, ażeby nie przytrafiło mu się coś złego”. Po tym agent „Dar” miał udać się do miejsca zakwaterowania, następnie restaurację opuścić miał agent „Nell” wraz z Trojanowskim, będącym pod wpływem środków odurzających, kierując się w stronę stacji kolejowej Sban. W pobliżu nich ciągle miał pozostawać wspomniany pracownik Departamentu III, a na stacji miał wsiąść do tego samego wagonu, do którego wejdą dziennikarze. W zależności od stanu, w jakim będzie znajdował się Trojanowski, agent „Nell”, pod pozorem zakupu „napoju chłodzącego”, miał wyjść tuż przed odjazdem na peron. Tym samym w pociągu udającym się do Berlina Wschodniego Trojanowski pozostanie pod „opieką” pracownika bezpieki, który na pierwszym przystanku poza zachodnią strefą Berlina miał przekazać dziennikarza czekającym tam pracownikom aparatu represji PRL i NRD. Tymczasem informator „Nell” po powrocie do hotelu miał poinformować agenta „Dar”, że „po jego odejściu spotkali znajomego Trojanowskiego, który zabrał go do taksówki w celu odwiezienia do miejsca zamieszkania”.
Opisywane dwa plany działania nie zostały jednak skutecznie zrealizowane, mimo że, jak wynika z dokumentów, wymienieni agenci rozmawiali z Trojanowskim w trakcie Mistrzostw Europy w boksie.
W postanowieniu o zaniechaniu rozpracowania o kryptonim „Konfident” z 11 marca 1961 r. czytamy m.in.: „figurant pracuje w RWE jedynie jako sprawozdawca sportowy. Na propozycję […] z naszej strony odnośnie powrotu do kraju lub ewentualnego utrzymywania z nami kontaktu nie zgodził się kategorycznie. Wnoszę o zaniechanie dalszego prowadzenia sprawy agenturalnej na osobę nr 554 krypt[onim] »Konfident«” – zanotował por. Marian Krzemiński.
W roku następnym kontakt poufny ps. „Stefan” (Stefan Rzeszot) w rozmowie z funkcjonariuszem SB tak wspominał ostatnie spotkanie z Trojanowskim: „wyczuwam, że tęskni za Polską; wypytywał, jak wygląda Warszawa, chciałby przyjechać do kraju, [lecz] – jak sam stwierdził – boi się, że go zaraz po przyjedzie zamkną”.